Rozdział 17


W sobotę, punktualnie o piętnastej czterdzieści pięć, stawiłem się przed restauracją wskazaną przez Naomi. Napis nad wejściem głosił: „Rikki’s Pizza&Pasta”. Sam lokal nie wyglądał na jakiś szczególnie ekskluzywny, ale obsługa rzeczywiście była ubrana w białe koszule i eleganckie spodnie, ewentualnie spódnice u kobiet.
Dzierżąc w ręku mały plecak zawierający mój, zapewne już lekko pognieciony, „uniform”, wszedłem do środka i od razu uderzył mnie zapach pieczonego ciasta i przypraw. Aha, zapomniałem o jednym.
Ludzie.
W końcu była sobota, więc restauracja miała dziś wielu klientów. Prawie każdy z dwudziestu stolików był zajęty, a podejrzewałem, że do wieczora zapełnią się wszystkie.
Wziąłem głęboki oddech. Spokojnie, to tylko kilka godzin. Poza tym, ludzie będą raczej siedzieć, a nie stać, więc powinienem mieć odpowiednią ilość przestrzeni osobistej. Mogłem gorzej trafić.
Po wstępnym rozeznaniu – analizie rozkładu stołów oraz ilości i zachowaniu personelu – podszedłem do kontuaru, gdzie zastałem zmęczoną, ale uśmiechniętą rudowłosą kobietę. Była tu jedyną osobą powyżej trzydziestki, więc nawet nie musiałem czytać plakietki na jej piersi, aby wiedzieć, że to kierownik.
Kiedy kobieta mnie zauważyła, przywitała się i zapytała uprzejmie:
- W czym mogę panu służyć?
- Dzień dobry, nazywam się Raphael Cortez. Przyszedłem dzisiaj na zastępstwo – odparłem.
- Ach, tak, za Naomi, prawda? Idź na zaplecze i poszukaj Sophie. Ona ci wszystko wytłumaczy – poinstruowała mnie pani kierownik od razu zmieniając nastawienie na bardziej swobodne, po czym zajęła się obsługą klientów czekających w kolejce.
Podążyłem za jej wskazówkami i otwarłem drzwi, które mi wskazała. Zaplecze okazało się niewielkim pokojem pełniącym funkcję szatni pracowników. W środku nie było nikogo oprócz młodej blondynki z fantazyjnie upiętym warkoczem, która w skupieniu poprawiała sobie makijaż w małym lusterku.
- Przepraszam – drgnęła na dźwięk mojego głosu – Gdzie znajdę Sophie?
Dziewczyna spojrzała na mnie i zaraz potem rozchyliła lekko usta, chyba ze zdziwienia. Niedowierzanie, które malowało się również w jej oczach, było dla mnie kompletnie niezrozumiałe.
- W kuchni – odpowiedziała po chwili, nadal wbijając we mnie wzrok.
Podziękowałem jej i poszedłem do kuchni. Tam panowała zupełnie inna atmosfera. Było gorąco i głośno, zapachy różnych dań nachodziły na siebie. A jednak wszystko to układało się w jakiś schemat, każdy wiedział, co ma robić.
Szybko przyjrzałem się ludziom. Czterech kucharzy, ktoś w rodzaju ich pomocnika, trzech kelnerów wynoszących potrawy, a także jedna kelnerka. Ta drobna dziewczyna o elfich uszach musiała być szukaną przeze mnie przewodniczką po sztuce restauratorskiej. Zauważyła, że jej się przyglądam i podeszła do mnie.
- Cześć, jestem Sophie – przywitała się – A ty to pewnie Raphael? Naomi mnie uprzedziła. Słuchaj, mam tylko minutę, żeby ci wszystko wyjaśnić, więc skup się – z każdym słowem mówiła coraz szybciej – Nas, kelnerów, jest pięcioro, łącznie z tobą sześcioro, a stolików…
- Stolików jest dwadzieścia, ustawione po cztery mimo konfiguracji rozmiarowej, więc tak się pewnie dzielicie. Obsługa czwórki w sektorze przy oknach trochę kuleje, więc pewnie tymi zajmowała się zwykle Naomi, mam rację? – starałem się pokazać Sophie, że nie musi traktować mnie jak idioty. I, tak, trochę się przy tym popisywałem.
- No proszę – dziewczyna uśmiechnęła się – Nie dość, że ładny, to jeszcze inteligentny. Gdzie ta Naomi cię znalazła, co?
- Chodzi z moim bratem – wyjaśniłem krótko.
- Czekaj, czekaj, taki ciemny blondyn? – Sophie jakby zapomniała, że ma „tylko minutę”- Też niczego sobie, a jak ma jeszcze coś w głowie, to w ogóle cudo. Tak się właśnie zastanawiałam, dlaczego często widuję go w tej okolicy. Naomi daje radę, nie ma co.
- Taa – nie miałem najmniejszej ochoty na zgłębianie tego tematu – To co z tym kelnerowaniem?
- Ach tak – dziewczyna wróciła na ziemię – Zasada jest prosta: twój rewir – ty o niego dbasz. Podajesz karty, czekasz, przyjmujesz zamówienie, przekazujesz kuchni. Kiedy czekasz na dania, obsługujesz następny stolik, odbierasz gotowe zamówienie, podajesz, jak zawołają, to przychodzisz, na koniec z rachunkiem. Napiwki dla ciebie, chyba, że zdecydujesz się je dać do wspólnej puli, wtedy pod koniec zmiany dzielimy się po równo. Coś jeszcze… Wiem. Jak nie masz zajęcia, idziesz do kuchni i pytasz, czy im pomóc. Takie tam, podać coś lub zamieść. Zrozumiałeś wszystko?
- Tak – odpowiedziałem z mocą.
- To świetnie – uśmiechnęła się dziewczyna – A teraz już idź się przebrać i raz, dwa do roboty!
Posłusznie wróciłem do szatni, żeby wykonać polecenie mojej patronki. Na szczęście nie było już tam tej dziewczyny z warkoczem, więc mogłem zmienić ubranie bez obaw o jej świdrujące spojrzenie.
Myślałem, że nie będzie to jakiś niezwykły wieczór. Ot, kilka nowych doświadczeń. Coś się zmieni, minie i wracam do starego trybu. Nie przewidziałem tylko pewnej małej niespodzianki, której… no tak, której się nie spodziewałem.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 25

Rozdział 10

Rozdziały 8 i 9