Posty

Wyświetlanie postów z 2017

Rozdział 13

Obudziłem się wcześnie, zdecydowanie za wcześnie jak na niedzielny poranek. Po odgłosach dobiegających zza ściany poznałem, że Rinelle też już wstała i chyba właśnie przygotowywała sobie śniadanie. Matko, Rinelle. W tym momencie wróciły do mnie wszystkie wydarzenia minionego dnia. Ona, Orion i jeszcze ten… incydent w samochodzie. Tak, chyba najbardziej zły byłem na siebie za tę chwilę słabości. Jestem idiotą. A do tego jeszcze mięczakiem. Skończony debil bez kręgosłupa – powinni mi to wyryć na nagrobku. A to wszystko przez Rinelle. Nie, poprawiłem się w myślach, to wcale nie jej wina, tylko moja. Ale ta dziewczyna… Coś w niej sprawiało, że chciałem jej powiedzieć dosłownie wszystko, co działo się w mojej głowie. Inna sprawa, że nie mogłem i wcale nie podobało mi się, że tak na mnie działała. Tylko to wcale nie usprawiedliwiało mojego wczorajszego zachowania. Będę ją musiał przeprosić. Po szybkiej wizycie pod prysznicem poszedłem do kuchni. - Dzień dobry – powiedziałem na widok

Rozdział 12

Okej. Jeszcze raz. Siedzę właśnie na kanapie u Leonarda i staram się to wszystko jakoś przetrawić. Całą sprawę przedstawili mi obaj bracia oraz ich znajomi obecni w mieszkaniu. Swoją drogą, stanowią całkiem ciekawą grupę. Jest tu Naomi, Mulatka, na którą wpadłam ostatnim razem w szpitalu (coś mi się wydaje, że jeszcze nie raz spotkam ją w pobliżu Leonarda) i niewysoki blondyn w okularach, Conwear (z tego, co zrozumiałam, zajmuje się wszystkimi możliwymi zajęciami związanymi z informatyką). Miał przyjść jeszcze jakiś kuzyn Cortezów i ktoś w rodzaju starego znajomego rodziny, ale oni nie dotarli. - No dobra, od początku – pocieram dłonią czoło – Wasz tata jest prawnikiem, który bronił jakiegoś ważnego polityka… - Gwoli ścisłości jego kancelaria, on tylko nadzorował ten proces – mówi Raphael. - … a teraz razem z waszą mamą zniknęli i wy podejrzewacie, że on z jakiegoś niezrozumiałego powodu ich porwał. Wobec tego razem z… przyjaciółmi stworzyliście coś jakby… grupę eee… ratunkową?

Rozdział 11

Minęły już dwa tygodnie od mojej kłótni z Raphaelem. Od tego czasu praktycznie ze sobą nie rozmawiamy. Nie powiem, że jest mi z tym łatwo, ale nikomu nie pozwolę się tak traktować. Jest późne popołudnie, niedawno wróciłam z pracy. Siedzę sobie przy stole i piję letnią, rozmleczoną kawę. Raphaela jeszcze nie ma, ale w tym momencie słyszę szczęk klucza w zamku, który oznacza, że właśnie wrócił. Choć siedzę tyłem do wejścia, słyszę, że jego kroki są wolne, to znaczy spokojne. Kiedy staje w wejściu do kuchni, odzywa się łagodnie: - Cześć, Rinelle. Chodź ze mną. Ja… chciałbym ci coś pokazać. W tym momencie odwracam się na krześle i mierzę go badawczym wzrokiem. - Co takiego? – pytam nieufnie. - Po prostu chodź – odpowiada. Ja jednak nie ruszam się z miejsca. - Rinelle, proszę – Raphael próbuje chwycić mnie za łokieć, ale cofam rękę – W porządku, jak chcesz. Ale to jest naprawdę ważne. Jeszcze raz spoglądam na niego podejrzliwie, jednak w końcu ciekawość zwycięża. - Dobra, zgoda

Rozdział 10

Rozdział dedykuję Toki. Już ona wie za co ;) 10 Raphael unika rozmowy ze mną jak może. Pewnie dlatego, że musiałby się grubo tłumaczyć. Chyba jednak dam mu spokój i nie będę go o nic pytać, bo choć jestem ciekawa, to i tak dam sobie rękę uciąć, że nie powiedziałby mi prawdy. Właśnie robię mu śniadanie, co jest gestem mojego współczucia dla poszkodowanego. - Smacznego – mówię stawiając przed Raphaelem jajecznicę i biorąc drugą porcję dla siebie. - Zatrute? – pyta on z drwiną w głosie. - Oczywiście, że tak – odpowiadam w podobnym tonie – Jak nie chcesz, to nie jedz – dodaję i chcę zabrać mu talerz. Ku mojej satysfakcji przez ułamek sekundy na twarzy chłopaka widzę minę, jaką ma głodny, przerażony szczeniak. - Porażający dowcip – prycha brunet przygarniając miskę do siebie. Ja na to parskam śmiechem. Właśnie tak wygląda nasze sobotnie śniadanko. Jeszcze nie mam ochoty udusić Raphaela za jego arcyburactwo, a to jest sukces. - Tak swoją drogą, to chyba trochę nie w porządku,