Posty

Wyświetlanie postów z 2018

Rozdział 29

- Nie ma mowy. Nie. Nie, nie, nie i jeszcze raz nie! - Ale Rafaelu… - Żadne „Rafaelu”! Nie ma takiej możliwości, żebym zgodził się na realizację tego poronionego planu, Leonardo! ¡Nunca en mi vida, Leonardo! [1] Cortezowie już od kilku minut próbowali dojść w ten sposób do porozumienia. Nie muszę chyba dodawać, że bezskutecznie. Poszło o pomysł zdobycia informacji na temat rodziców podczas imprezy urodzinowej dzieci Brumby’ego. Rafael oczywiście kategorycznie mu się sprzeciwiał. Ja natomiast uważam, że plan Leo jest całkiem sensowny. - Mogę się wtrącić? – pytam z krzesła w kuchni Leonarda, w której aktualnie się znajdujemy. - Nie – warczy Rafael. - To nie była prośba – odpowiadam ostro, ponieważ nie spodobał mi się jego ton – Skoro zostałam uwzględniona w tym planie, to chyba mam prawo zabrać głos. Przez kilka sekund brunet mierzy mnie wściekłym wzrokiem. Wytrzymuję to spojrzenie, mimo, że on bardzo stara się wyglądać groźnie i marszczy te swoje ciemne brwi bardziej niż zwykle

Rozdział 28

Wróciliśmy do miasta popołudniu. Była to a pora dnia, kiedy nie jest ani wcześnie, ani późno i nie wiadomo, co ze sobą zrobić. To znaczy, ja miałem zaplanowane jeszcze dzisiaj korepetycje, ale wciąż pozostawało mi dużo wolnego czasu do zagospodarowania. Wiedziałem jedno: zanim cokolwiek zrobię, muszę ogarnąć chaos w głowie. Ta podróż, podczas której słuchaliśmy z Rinelle muzyki… cholera, ta podróż nie przyniosła nic dobrego. Po co tam pojechałem? Po co byłem dla niej miły? Po co dałem jej tą durną słuchawkę? Dziesiątki takich pytań kłębiły mi się w głowie, a ja nie chciałem i/lub nie mogłem na nie odpowiedzieć. Dlaczego? Cóż, po długotrwałych rozmyślaniach doszedłem do jednego oświecającego wniosku: jestem kretynem. Nie zamierzałem tym stwierdzeniem podważać swojego IQ, ale istnieją różne typy kretynizmu. Ja musiałem widocznie cierpieć na jedną z gorszych odmian. Postanowiłem zaczerpnąć świeżego powietrza. Ledwo wszedłem do mieszkania, złożyłem plecak w swoim pokoju, a kilka minut

Rozdział 27

No dobra, przyznaję. Próbowałam wczoraj flirtować z Rafaelem. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko tyle, że to silniejsze ode mnie. Po raz nie wiadomo który w ciągu tych tygodni karcę się w myślach. Nie pora na takie zachowanie. Powinnam w końcu spoważnieć i przestać traktować to jak jakiś film czy przedstawienie. Rodzice Rafaela byli w naprawdę poważnym niebezpieczeństwie, nie wiadomo nawet, czy żyli, a ja ostatnia egoistka, bezwstydnie podrywam ich syna. A nawet gdyby wszystko było w porządku, to i tak Rafael w życiu by na mnie nie spojrzał. Bo niby na co? On jest superinteligenty i tak przystojny, że mógłby mieć każdą, gdyby tylko zechciał. Owszem, ma pewne problemy w kontaktach międzyludzkich, ale jestem pewna, że one z czasem miną. A ja? No właśnie, ja to… ja. Nic specjalnego. Cholera, Rinelle, ogarnij się! Znowu zaczynasz! Pocieram energicznie wilgotną twarz ręcznikiem, żeby wybić sobie z głowy tą dziecinadę. Chyba nie muszę dodawać, że nie pomaga. Narzucam luźną, jasnoróż

Rozdział 26

Chyba pójdę skoczyć z mostu. Tak, to całkiem sensowne rozwiązanie. Szybkie i skuteczne. Z pewnością mnie powstrzyma. Takie właśnie rozważania towarzyszą mi podczas jazdy z Raphaelem do sklepu. Przebywamy tę trasę w milczeniu, ale żadnemu z nas to nie przeszkadza. I chociaż nie wiem, o czym dokładnie myśli mój towarzysz, to na pewno o czymś poważniejszym (i bardziej stosownym!) niż ja. Bo w mojej głowie rozsądek odbywa właśnie trudną rozmowę z resztą mojej osoby. Stanowczo zabrania mi przytulania Raphaela, chociaż ja mam na to ochotę cały czas i trudno mi się powstrzymać. Jeszcze pół biedy, gdybym w ten sposób chciała pocieszyć. Ale oczywiście nie mogłam być na tyle normalna. Bo Rinelle jak zwykle zamiast myśleć o poważnych problemach, cudzych lub choćby swoich, skupia się na tym, że się zadurzyła. Beznadziejnie, warto by dodać. Ale przecież ja to ja. Jakakolwiek logika w działaniu jest mi obca, prawda? Po dłużącej mi się podróży (wcale nie jest łatwo nie dotykać kogoś, kto stoi dzi