Posty

Rozmowa telefoniczna - Halo? - Szefie, jest problem. Ta mała od Cortezów... - Co z nią? - Wpadliśmy dzisiaj na siebie. Rozpoznała mnie. - Niech to szlag! Wróciłeś do pracy? Przecież ci mówiłem, żebyś się przez dłuższy czas nie wychylał! - Pieniądze same się nie zarobią, szefie. - Taki jesteś mądry? Zobaczymy, czy nadal będziesz miał cięty język, kiedy cię wsadzą za te wszystkie kradzieże i włamania. Chcesz tego? Zapomniałeś o umowie? - Nie, nie zapomniałem. - Dobrze. Jeśli więc nadal chcesz, żeby twoje akta magicznie zniknęły z bazy danych, to przyczaisz się teraz na nieco dłużej, a ja porozmawiam z Cortezem, może ułagodzi swoich kolegów z policji. - Z tym czarnym ninją co kopie jak wściekły? Przecież on chyba najbardziej chce, żeby mnie zgarnęli za niepokojenie jego dziewczyny… - Bóg mi świadkiem, kiedyś coś mu zrobię za wymyślenie tego planu i zmuszenie mnie do pracy z takimi kretynami. I tobie również, jeśli jeszcze raz palniesz coś równie głupiego! Idź lepiej znale

Rozdział 31

Chociaż zadzwoniłem po policję już w taksówce, dojechałem do księgarni przed nimi. Drzwi były zamknięte od środka, a ja nie miałem zapasowego klucza. - Rinelle?! – wołałem, tłukąc przy tym pięścią o drewno i szarpiąc za klamkę, jak gdyby mogło to coś pomóc. Ludzie na ulicy przystawali i patrzyli na mnie jak na wariata, jednak dopóki mi nie przeszkadzali, miałem to głęboko w d… - Co pan robi?! – usłyszałem za sobą oburzony męski głos – Proszę się uspokoić albo zadzwonię po policję! - Nie trzeba, już ją wezwałem – odparłem, nawet się nie oglądając – Dobra, będzie tego – mruknąłem pod nosem i cofnąłem się o parę kroków, aby móc wziąć rozbieg i wyważyć drzwi barkiem. Nic to jednak nie dało. - ¡Ábrete, coño! [1] – krzyknąłem desperacko. Niedobrze. Musiałem teraz myśleć, a nie wściekać się. Próba wyważenia drzwi spełzła na niczym, wytrychu ani nie posiadałem, ani nie potrafiłem się nim posługiwać. Zamek był stary, ale mocny, praktycznie nie do ruszenia. Za to same drzwi… To jest to

Rozdział 30

Obudziłem się zlany potem. Na wpół przytomny sięgnąłem do biurka, żeby sprawdzi godzinę na telefonie. Trzecia nad ranem. To by wyjaśniało panującą w pokoju ciemność. Usiadłem na chwilę, aby zrzucić z siebie wilgotną kołdrę, po czym z powrotem opadłem na poduszkę. Nawet leżąc na plecach oddychałem ciężko, zbyt ciężko. Odgarnąłem kosmyki włosów klejące mi się do czoła. Gdy tylko moja dłoń dotknęła skóry, zauważyłem, że byłem cały rozpalony, choć nie powinienem. Przed pójściem spać uchyliłem okno i teraz wpływało przez nie chłodne powietrze. Zamknąłem na moment oczy, żeby zebrać myśli. Przerwany przed kilkoma sekundami sen powoli rozpływał się pod moimi powiekami. Chciałbym powiedzieć, że już go nie pamiętam, ale to nieprawda. Niektóre fragmenty pozostały mi w pamięci tak wyraźnie, jak gdyby były prawdziwymi wspomnieniami. Nie mogąc się ich pozbyć, czekałem, aż same wyblakną, ale na próżno. Otwarłem oczy w nadziei, że pozbędę się w ten sposób nacierających obrazów. Pomogło, jednak wie

Rozdział 29

- Nie ma mowy. Nie. Nie, nie, nie i jeszcze raz nie! - Ale Rafaelu… - Żadne „Rafaelu”! Nie ma takiej możliwości, żebym zgodził się na realizację tego poronionego planu, Leonardo! ¡Nunca en mi vida, Leonardo! [1] Cortezowie już od kilku minut próbowali dojść w ten sposób do porozumienia. Nie muszę chyba dodawać, że bezskutecznie. Poszło o pomysł zdobycia informacji na temat rodziców podczas imprezy urodzinowej dzieci Brumby’ego. Rafael oczywiście kategorycznie mu się sprzeciwiał. Ja natomiast uważam, że plan Leo jest całkiem sensowny. - Mogę się wtrącić? – pytam z krzesła w kuchni Leonarda, w której aktualnie się znajdujemy. - Nie – warczy Rafael. - To nie była prośba – odpowiadam ostro, ponieważ nie spodobał mi się jego ton – Skoro zostałam uwzględniona w tym planie, to chyba mam prawo zabrać głos. Przez kilka sekund brunet mierzy mnie wściekłym wzrokiem. Wytrzymuję to spojrzenie, mimo, że on bardzo stara się wyglądać groźnie i marszczy te swoje ciemne brwi bardziej niż zwykle