Rozdział 16


Minęły niecałe cztery dni, odkąd wpadłam na Juliena, ale on już wczoraj do mnie zadzwonił. Dzięki temu umówiliśmy się jutro o dziewiętnastej w kinie, a potem pójdziemy coś zjeść. Brzmi dobrze i mam nadzieję, że tak też wyjdzie. Ale nie wybiegajmy za daleko w przyszłość, bo na razie stoję przed szafą i myślę, w co mam się ubrać. W mojej głowie pojawił się taki oto dylemat: co jest lepsze na wstępną randkę? Styl tylu luz z odrobiną kobiecości czy kobiecość z odrobiną luzu? Od razu uprzedzam pytanie. Nie, to nie jest to samo.
Już mam sięgnąć po jedną z bluzek, gdy nagle słyszę trzask zamykanych drzwi. Oho, myślę sobie, Raphael wrócił do domu i chyba nie jest zbyt zadowolony. Obawiam się złych wieści o rodzicach.
- Cześć! – wołam z pokoju – Jak tam?
- Pytasz ogólnie czy w jakiejś konkretnej sprawie? – odpowiada pytaniem na pytanie Raphael.
- W konkretnej.
- Jakiej?
- Twoich rodziców – odparowuję bez zastanowienia – No bo… od paru dni chodzisz jakiś spięty. To znaczy, bardziej niż zwykle – chyba tylko się pogrążam.
Raphael początkowo nic nie mówi, wyobrażam sobie więc, że podnosi tą swoją brew. Po chwili jednak dociera do mnie jego odpowiedź:
- Chyba coś mamy.
- Ooo – ciekawię się i wystawiam głowę za drzwi, żeby móc go zobaczyć. Siedzi w swoim pokoju, ale nie wygląda na zbyt szczęśliwego. W dodatku jest cały mokry. Głupek, myślę sobie. To już drugi raz w tym tygodniu. Codziennie prognozują opady deszczu ale on chyba wypiera ten fakt ze świadomości.
- Raphaelu, co się stało? – martwię się, ponieważ nie jest to jego standardowy zły humor.
- Nie chcę o tym rozmawiać – brunet odwraca się do szafy i wyrzuca suche ubrania na łóżko.
Odważam się pójść do niego i jeszcze raz zapytać.
- Hej, co jest? Może będzie ci lepiej, jak mi powiesz.
- Nie będzie – krzywi się chłopak – Dzięki za troskę, ale może innym razem.
- Okej – nie chcę naciskać.
- A u ciebie co? – zmienia temat, kalecząc przy tym składnię.
- U mnie? Ubieram się – odpowiadam.
Raphael lustruje mnie od stóp do głów i stwierdza:
- Nieprawda. Ja to robię.
I zanim się obejrzę, ściąga przemoczony T-shirt i ciska nim w kąt, a następnie sięga po czystą koszulkę. Odruchowo spuszczam głowę i czuję, że wbrew mojej woli nieco się rumienię.
Jestem trochę zdezorientowana jego zachowaniem, ale mam na tyle przyzwoitości, żeby wycofać się z powrotem do swojej sypialni, zanim zacznie zmieniać resztę garderoby.
Po chwili słyszę pukanie do drzwi (a raczej do ich framugi, ponieważ same drzwi są otwarte) i wchodzi Raphael, już kompletnie ubrany. Mimochodem notuję pewną zmianę w jego wyglądzie. Zamiast jak zwykle założyć ciemną koszulkę, tym razem chłopak ma na sobie błękitny T-shirt z logo jakiejś firmy sportowej. Dzięki temu jego skóra nie wydaje się już tak blada. W jasnych ubraniach wygląda zupełnie normalnie, naturalnie. Chociaż nie lepiej, po prostu inaczej.
- Teraz tak szczerze, co robisz? – wyrywa mnie z zamyślenia głos bruneta. Chyba humor już mu się trochę poprawił, co mnie cieszy.
- Ja wybieram ubrania na jutro – Bo, no wiesz… Idę na randkę.
Raphael znowu milczy i tylko robi tą swoją minę.
- No co? – pytam trochę zawstydzona.
- Nie, nic – chłopak potrząsa głową, jednak nie mogę oprzeć się wrażeniu, że patrzy na mnie jakoś dziwnie. Mijają jakieś dwie sekundy, po czym podchodzi do mojej szafy i zaczyna w niej bezceremonialnie grzebać, zachowując przy tym właściwe sobie milczenie.
- Ej! – protestuję – To moje rzeczy!
- No co ty nie powiesz – mruczy Raphael w głąb szafy. Po chwili wyłania się z niej trzymając w rękach kilka ubrań. – To powinno się nadać – mówi.
Już mam mu zwrócić uwagę, kiedy mój wzrok pada na wybrane przez niego rzeczy. Zielona tunika  do połowy uda z lekko błyszczącym kwiatowym motywem i kolorowymi kryształkami imitującymi kamienie szlachetne oraz czarne, lekko prześwitujące rajstopy. Niby mogłam sama na to wpaść, ale jednak potrzebowałam dopiero (o, ironio) mojego współlokatora, żeby zestawić pasujące ubranie.
- Myślę, że to będzie odpowiednie na twoją… randkę – stwierdza.
- Ja… też – udaje mi się powiedzieć – Ale skąd wiedziałeś, co wybrać?
- Gdy byłem mały, często siedziałem przy mamie, kiedy szykowała się na różne okazje– odpowiada brunet z cieniem uśmiechu – Chyba nauczyłem się od niej paru rzeczy.
- Dzięki – mówię i odbieram od niego ubrania, aby położyć je obok jedynych baletek, jakie posiadam. Szpilki oczywiście nie wchodzą w grę, bo, znając moje szczęście, zabiłabym się wraz z pierwszym uwodzicielskim krokiem, który próbowałabym wykonać.
Nagle kątem oka rejestruję jakiś błysk na szyi Raphaela. Czyżby nosił medalik? On?
- Co masz pod koszulką? – pytam znienacka.
- E… brzuch? – chłopak wydaje się zdezorientowany.
- Nie, na karku – precyzuję – Jakiś wisiorek?
- A, to – Raphael sięga do łańcuszka, żeby go rozpiąć. Po chwili trzymał już błyszczący przedmiot w ręce. Nigdy nie widziałam podobnej zawieszki. Rozmiarem przypomina zakrętkę od butelki wody mineralnej. Wygląda jak srebrna obręcz przecięta w połowie pionową cięciwą, która jest zarazem dłuższą nóżką litery „R” znajdującej się po prawej stronie.
- Co to za symbol? – biorę od Raphaela łańcuszek i obracam go w dłoni.
- Zwykły inicjał – odpowiada mój współlokator.
- A dlaczego go nosisz? – wcale nie chcę być wścibska, jednak moja ciekawość zwycięża.
- Tak jakoś – chłopak wzrusza ramionami razem ze mną obserwując przedmiot – Dostałem go od Leonarda na dziesiąte urodziny i od tamtego momentu zdarza mi się go zakładać.
- Słodkie – komentuję z uśmiechem, a Raphael się krzywi. Nagle coś przychodzi mi na myśl. – To „R” po prawej wygląda trochę samotnie.
- Samotnie? – dziwi się brunet – Przecież to tylko kawałek metalu.
- Prawda – przyznaję – Ale samotny. Poczekaj chwilkę – sięgam po jakąś kartkę i ołówek. Najpierw rysuję amulet Raphaela, a następnie dodaję mu coś od siebie, to znaczy lustrzane odbicie litery mające z nią wspólną nóżkę.
- I co myślisz? – pytam chłopaka wręczając mu moje dzieło. On przygląda się chwilę, po czym stwierdza:
- Złączone brzuszki „R” wyglądają trochę jak serce.
- Naprawdę? O, faktycznie – śmieję się.
- Ta – Raphael nie podziela mojego rozbawienia – To ja już sobie pójdę.
- Czekaj, co się stało? – nie mogę zrozumieć tej nagłej zmiany – Powiedziałam coś nie tak?
- Nie, nie tylko… muszę w jutro zastąpić Naomi w pracy – czy mi się wydaje, czy wypowiedział imię dziewczyny niezwykle chłodno? – Ona ma się w tym czasie spotkać z człowiekiem, który może pomóc w odnalezieniu moich rodziców. Dlatego właśnie muszę iść się przygotować, bo…
- Dlaczego znowu to robisz? – przerywam mu.
- Co takiego? Przygotowuję się?
- Dobrze wiesz, że nie to mam na myśli – prycham. Dobry humor gdzieś już odleciał – Pytam, dlaczego znowu się chowasz? Za każdym razem robisz to samo. Gdy tylko choć trochę się otwierasz, zaraz zaczynasz się bać i wracasz do swojej skorupy.
- Bzdura.
- Uważaj, bo ci jeszcze uwierzę. Cały czas uciekasz, Raphaelu. Dlaczego uparłeś się na ciągłe udawanie, że nikt i nic cię nie rusza?
Jestem przygotowana na kolejną wymówkę, ale Raphael tym razem milczy. Po chwili mruga kilka razy i odzywa się smutnym głosem:
- Bo czasami uciekanie przed problemami jest łatwiejsze, niż stawianie im czoła – po tych słowach ma zamiar chyba coś dodać, jednak zaraz z tego rezygnuje. Przekrzywia tylko lekko głowę i patrzy na mnie, jakby chciał, żebym sama odczytała w jego oczach niewypowiedziane myśli, a potem po prostu wychodzi. Ja zostaję sama i gapię się w puste drzwi.
Czy przesadziłam? Możliwe. Ale z drugiej strony nie powiedziałam niczego, co nie byłoby prawdą. A jednak nie mogę się oprzeć wrażeniu, że ostatnie zdanie chłopaka w jakiś sposób dotyczyło mnie bezpośrednio. Tylko dlaczego? To głupie. Przecież nic takiego nie robię. Ale zależy mi na nim, dlatego się martwię i zastanawiam, jak mogę mu pomóc. Problem w tym, że nie mam pojęcia jak.
Jest dopiero ósma wieczorem, ale ja już czuję zmęczenie. Przebieram się więc w piżamę i wchodzę do łóżka. Czekając na sen próbuję zająć czymś myśli. Oczywiście mój umysł uwielbia płatać mi figle, więc do głowy nie przychodzą mi żadne poważne tematy typu: czy Naomi uda się jutro czegoś dowiedzieć o państwie Cortez? Co się z nimi w ogóle dzieje? Nie zastanawiam się nawet nad takim samolubnym zagadnieniem jak moja randka z Julienem. To o czym myślę? Czy raczej o kim? Oczywiście o Raphaelu! I żeby to były jeszcze rozważania na temat, nie wiem, jak mu pomóc przestać być kłębkiem nerwów. Ale nieeee, skąd. Ja przewijam sobie w głowie wszystkie wspomnienia z nim związane. To, jak mnie przytulał w dniu, w którym się do nas włamali. To, kiedy powiedział mi o rodzicach i Orionie. To, gdy się załamał, a ja go pocieszałam. A nawet to najnowsze, kiedy powiedział, że złączone brzuszki „R” wyglądają jak serce.
Stop! Muszę przestać. To strasznie denerwujące, kiedy nie mogę zapanować nad własnym umysłem. Staram się więc doprowadzić do braku myśli, ale wtedy łapię się na nasłuchiwaniu odgłosów z pokoju Raphaela.
Ughhh! Ze złością chwytam za telefon i słuchawki leżące na biurku, a następnie wybieram jakąś piosenkę na chybił trafił.
Utwór jest dość szybki, rytmiczny, ma dużo z rocka. Przez pierwsze pięć sekund myślałam, że odciągnie mnie od nieproszonych myśli, jednak wszystkie moje nadzieje rozwiały się wraz z wersem „May nothing but death do us part”. Co to ma być, piosenka czy przysięga ślubna? Przewijam kawałek. I co słyszę? „And I can’t get you out of my head”[1]. Noż do cholery! Dzięki, panowie muzykowie, za przypominanie mi o tym, o kim nie chcę w tej chwili pamiętać i że „nie mogę wyrzucić go z głowy”. Naprawdę, bardzo pomocne.
Zrezygnowana odkładam telefon i odwracam się przodem do ściany. Trudno, mogę się przewracać z boku na bok nawet całą noc, byle tylko nic mi już o niczym nie przypominało.


[1] Oba fragmenty pochodzą z piosenki Fall Out Boy pt. „Uma Thurman”

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 25

Rozdział 10

Rozdziały 8 i 9